


KM 31 AKA Kilómetro 31
Kilometr 31

Reżyser:Rigoberto Castañeda
Kraj prod.:Meksyk / Hiszpania
Obsada:Iliana Fox, Adrià Collado, Raúl Méndez, Julián Álvarez , Carlos Aragon
Ocena autora:6
Ocena użytkowników:6.86
Głosów:7
Inne oceny redakcji:
Adach - 6
Adach - 6
Krzysztof Gonerski - 6
Kino meksykańskie nie cieszy się w naszym kraju dużym uznaniem, a szkoda, bo można znaleźć w nim prawdziwe rarytasy dla widza spragnionego horrorowych atrakcji. Niestety trzeba odnotować, że horror meksykański największe sukcesy święcił do lat osiemdziesiątych. Po kryzysie całej kinematografii meksykańskiej, również horror odszedł w zapomnienie, rzadko i dość nieśmiało o sobie przypominając. Pozostaje mieć nadzieję, że film Rigoberto Castañedy, o którym chcę opowiedzieć może stanowić przełom i prowadzić wprost do odnowy grozy w tym kraju.
Legenda o Płaczce - Lloronie to jeden z najbardziej rozpowszechnionych mitów w całej Ameryce Południowej, w różnych wersjach powtarzana i przekazywana od setek lat. W Kolumbii Llorona jest duchem kobiety o czerwonych oczach, martwej twarzy i brudnym od błota ubraniu. Błąka się nad wodą, w wąwozach, płacząc przeraźliwie. Przelęknięci wieśniacy opowiadają, że kobieta ta zamordowała kiedyś swoje dziecko bojąc się, że na jaw wyjdzie popełniona przez nią zdrada. Za ten czyn ma błąkać się i zawodzić do końca świata. W Meksyku Płaczka jest postacią tak powszechnie znaną, że jej obecność w kulturze ludowej ustępuje jedynie kultowi Matki Boskiej z Guadelupe i La Malinche.Motyw Płaczącej Kobiety okazał się być, na tyle silny i atrakcyjny dla twórców kina meksykańskiego, że wykorzystywany był w historii już kilkakrotnie - żeby wspomnieć jedynie filmach Ramóna Peóna ("La Llorona", 1933), Mauricio Magdaleno ("Herencia de la Llorona",1947) René Cardony ("La Llorona", 1960) i najbardziej chyba znanym obrazem i cenionym "La Maldición de la Llorona" z 1961 roku w reżyserii Rafaela Baledóna. Nic więc dziwnego, że po tak żywotny mit sięgają kolejni twórcy nie tylko filmowego, ale i literackiego horroru. Jak wypadła nowa odsłona historii o latynoskim demonie?
Film przenosi opowiedzianą przed wiekami historię w czasy nam współczesne, symbolicznie umieszczając w legendzie postacie bohaterów. Niestety dla osoby nie znającej opowieści o Lloronie, czyli dla widzów spoza latynoamerykańskiego kręgu kulturowego historia i symbolika opowieści będzie niezrozumiała i nieco tajemnicza, co skutecznie utrudni odbiór pewnych niuansów. To jeden z tych obrazów przed którego projekcją warto sięgnąć po recenzję. Należy jednak stwierdzić, że jak na lata horrorowej posuchy w Meksyku, dzieło Castañedy wypada zaskakująco dobrze. W warstwie fabularnej znajdziemy ciekawą, wciągającą opowieść, ze zwrotami akcji i zaskakującym zakończeniem. Twórcom udało się sprawić, że widz z zainteresowaniem śledzi losy bohaterów kilkakrotnie zdając sobie sprawę z faktu, że to co widzi na ekranie, niekoniecznie musi być tym, co już uznał za realne. Największe zastrzeżenia budzi jednak coś innego. Reżyser pełnymi garściami czerpie z kinematografii japońskiej, chcąc na fali popularności tej stylistyki, zbudować coś własnego. Chłopiec, którego nagłe pojawienie się na 31 kilometrze autostrady jest przyczyną tragicznego wypadku do złudzenia przypomina Toshio z japońskiego Ju On (co stanowi mały zgrzyt w oryginalnej legendzie Lloronie, która miała zamordować niemowlę), sama Płaczka mocno przywodzi na myśl Sadako z Ringu. Trochę szkoda, bo przez to film traci typowy dla kina latynoamerykańskiego koloryt i staje się dziwną hybrydą. Ciekawą, ale nie tak dobrą jak mógłby być dzięki swej oryginalności.
Do zalet z pewnością zaliczyć można ścieżkę dźwiękową - intrygującą, ale nie nachalną i świetne zdjęcia. Mały zgrzyt w tych ostatnich, mogą stanowić jedynie efekty komputerowe w kulminacyjnej scenie, które skutecznie rozpraszają nastrój zamiast budować klimat. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że ta mocno brutalna scena miałaby większy wydźwięk w ponurej scenerii niż w renderowanym komputerowo leśnym krajobrazie. No ale może czepiam się detali, w końcu wiele oddałbym aby obejrzeć polski horror tej klasy co "KM 31"...
Rigoberto Castañeda postanowił odświeżyć ludową historię, wyposażyć ją we współczesną stylistykę i symbolikę, okrasić efektami specjalnymi i elementami charakterystycznymi dla modnego obecnie kina azjatyckiego. Postarał się aby film był nie tylko straszny, ale i przyjemny w odbiorze dla miłośnika kina grozy. Czy sprostał temu zadaniu? Z pewnością tak. "Kilometr 31" to film, który wręcz trzeba obejrzeć. Docenili to widzowie w Meksyku, gdzie film stał się przebojem kasowym zostawiając w tyle nawet "300" Zacka Snydera.
Screeny
+ ciekawa fabuła
+ niezła gra aktorów
+ świetne zdjęcia
+ zdecydowanie wciąga i przykuwa do fotela
- zapożyczenia z kina japońskiego
- efekty specjalne
Podyskutuj o filmie tutaj: Forum HO
DVD:Horror Online 2003-2015 wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie fragmentów lub całości opracowań, wykorzystywanie ich w publikacjach bez zgody
twórców strony ZABRONIONE!!!