


KNOCK KNOCK
Kto tam?

Reżyser:Eli Roth
Kraj prod.:USA / Chile
Obsada: Keanu Reeves, LorenzaIzzo, Ana de Armas, Colleen Camp
Mężczyzna sam w domu, za oknem deszcz, w środku muzyka gra z winyla, kiedy on próbuje pracować. Wyciąga jointa, skręca, ale zanim zdąży go odpalić, słyszy puk! puk! do drzwi. Otwiera, a tam dwie przemoknięte dziewczyny, szukające imprezy w okolicy. „Zgubiłyśmy się”, „zimno nam”, „możemy skorzystać z tabletu?” – mówią. „Jasne, wchodźcie”, „napijecie się herbaty?”, „chcecie wysuszyć ubrania?” – słyszą w odpowiedzi. Jakaś funky basowa gitarka w tle i można by oczekiwać szybkiego i przyjemnego końca seansu. Gdyby nie nazwisko Eli Roth w napisach.
Od początku. Przemierzamy wzgórza Hollywood, bogate osiedla Los Angeles, aż zbliżamy się do nowocześnie zaprojektowanego domu, podchodzimy pod same drzwi. W środku jazda kamery przez korytarze i pokoje wypełnione zdjęciami uśmiechniętej rodziny, wszędzie wokół rysuje się szczęście. Mąż i żona baraszkują w łóżku, ale przerywa im dwójka dzieciaków, które wpadają z tortem urodzinowym dla taty. Sielanka jak z sitcomu. Żona z dziećmi jednak wyjeżdżają do dziadków na weekend i wtedy rozpoczyna się ta właściwa część filmu, o której głośno było w Internecie jeszcze długo przed premierą.Keanu Reeves i dwie panny w thrillerze erotycznym, który brzmi na typowy film porno – marketing pierwsza klasa. Pomógł jeszcze fakt, że jedną z dziewczyn w trójkącie jest żona reżysera, Lorenza Izzo. (Keanu twierdzi, że Roth był „cool” z ze scenami seksu z jego partnerką.)Wszystko brzmi zachęcająco, a jednak… Dużą wadą filmu okazuje się właśnie jego marketing. Owszem, zadziałał i wzbudził zainteresowanie, ale niestety – zdradzając dużą fabularną woltę, zepsuł właściwie jedyną przyjemność, jaka mogła z „KnockKnock” płynąć. To tak, jakby Roth chciał jednocześnie dać cukierka i kazać nam czekać na cukierka. A ja bym wolał psikusa.
Jak na twórcę kina spod znaku „schlock” i „gore”, Roth jest tym razem zaskakująco wstrzemięźliwy. Nie epatuje tu brutalnością, nawet nagości nie ma tak dużo, jak można by przypuszczać. Twórca, który dał nam „Śmiertelną gorączkę” i „Hostel”, po epizodach u Tarantino, przeszedł zmianę i zapragnął być moralistą. Przy okazji promocji jego nowego filmu opisywał go jako swojego rodzaju krytykę świata nowoczesnych technologii, w którym media społecznościowe wyciągają wszystko na wierzch w mgnieniu oka. Byłaby to ciekawa przypowieść, gdyby Roth naprawdę toczył swoją fabułę wokół tych kwestii – zamiast tego motywy majaczą gdzieś w tle, niezauważone. Może i jest nowocześniej, niż w typowym schemacie: zamiast pytać o telefon, dziewczyny chcąskorzystać z tabletu, żeby napisać do koleżanki na Facebooku. Portal społecznościowy pojawia się jeszcze w jednej z końcowych scen, ale na tym wydaje się kończyć przypowieść Rotha.
Moralizowania jest za to więcej: dobry mąż i ojciec popełnia błąd i ulega dwóm ponętnym dziewczynom, które nie dają mu spokoju, póki ten im się nie odda. Przez resztę filmu oczywiście płaci srogo za swój błąd. Reeves z wyciszonego i zakłopotanego przechodzi do przestraszonego, do panikującego, do buntującego się i walczącego, do zniechęconego i wyznającego swe winy. Nie jest to jednak Reeves-twardziel z „Johna Wicka” – od akcji tym razem woli ucieczkę. Ta pasywność sprawia, że brakuje w filmie mocnego bohatera, któremu moglibyśmy kibicować. A mogło być inaczej – rola Reevesa w końcu najlepiej wybrzmiewa w wybuchach zdesperowanego krzyku.
„KnockKnock” wywraca nieco typowy scenariusz home invasion movie stawiając w roli prześladowców dwie, z pozoru słodkie i niewinne, dziewczyny. Daje to powiew świeżości w popularnym ostatnio gatunku. Do czasu aż nie przypomnimy sobie, że ten home invasion movie jest remakiem filmu „Death Game” z 1977 roku, którego Roth jest fanem. Chyba z tego powodu postanowił zachować większość oryginalnej historii, zamiast budować na jej bazie nową. Co ciekawe, wśród różnic jest właśnie wzbudzająca tyle zamieszania scena seksu. W „KnockKnock” jest ona cięta i oszczędna – gustowna, można nawet powiedzieć. Ta sama scena w oryginale (nomen omen) ciągnie się – wydaje się, że trwa dłużej niż prowadzący do niej pierwszy akt, a nagości i pocałunków w niej więcej niż w całym filmie Rotha. Szkoda tylko, że Keanu nie ma takich old-schoolowych wąsów jak jego odpowiednik z „Death Game”.
„KnockKnock” nie jest złym filmem. Jego druga połowa jest właściwieprzez większość czasu o krok od dobrego filmu. Nigdy jednak nie wybrzmiewa na tyle mocno, aby nas poruszyć. Nie daje wyczekiwanego łupnia – PUK! PUK! – w głowę, a zakończenie pozostawia niedosyt. Roth nie jest reżyserem, którego kunszt nada wyrazu tego typu historii – czego dokonał choćby Michael Haneke w „Funny Games”. Zdaję sobie z tego sprawę, choć lubię Rotha podejście do kina, lubię „Śmiertelną gorączkę”, lubię „Hostel” – w szczególności część drugą, która jest dużo lepsza od pierwszej – i chcę obejrzeć „Green Inferno”. Widzę i doceniam jego staranie dokonania zmiany w swojej filmografii. Nie potrafię jednak docenić „Knock Knock”, któremu zabrakło iskry, żeby rozpalić ogień. Następnym razem proszę pukać głośniej albo użyć dzwonka.
Screeny
+ home invasion movie nieco inaczej
+ niezły drugi akt
+ muzyka
+ Keanu i dziewczyny
- brak zaskoczenia
- thriller bez napięcia i pomysłu
- mało wyraźne postaci
- zmarnowany potencjał
Horror Online 2003-2015 wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie fragmentów lub całości opracowań, wykorzystywanie ich w publikacjach bez zgody
twórców strony ZABRONIONE!!!