


DOUBLE DEXTER
CIEŃ DEXTERA

Tłumaczenie:Tomasz Wyżyński
Wydanie oryginalne:2011
Wydanie polskie:2013
Wydawnictwo:Albatros
Ilość stron:416
Siadając do „Cienia Dextera” Jeffa Lindsaya nie miałem szczególnie wygórowanych oczekiwań. Ot, liczyłem na odrobinę (nie)godnej rozrywki polegającej na radości obserwowania jak mój ulubiony psychopata posyła do piachu (sorry, w modre głębiny Zatoki Meksykańskiej) kolejne paczki z rozczłonkowanymi ciałami zabójców, pedofili i innych bestii w ludzkiej skórze. Cóż, przyznaję, że po poprzednim, bardzo udanym tomie („Delicje z Dextera”), który nota bene ukazał się z Polsce trzy lata temu (tu uwaga na marginesie – wydawnictwu Albatros należy się order z ziemniaka za wyczucie koniunktury i opublikowanie omawianej przeze mnie powieści już PO zakończeniu emisji serialu „Dexter”), łudziłem się, że otrzymam produkt przynajmniej średniej jakości. Niestety, podobnie jak zwieńczenie serialu, tak i szósta odsłona cyklu okazała się kompletnym nieporozumieniem.
Fabuła „Cienia Dextera” jest szyta tak grubą nicią, że jej niedociągnięcia są widoczne gołym okiem. Jeff Lindsay wikła się w niepotrzebne dłużyzny, opisując perypetie rodzinne Dextera, który miota się pomiędzy pracą i pieluchami, problemami ze znalezieniem nowego domu dla powiększającej się rodziny, frustracją zgotowaną przez odmawiającą gotowania żonę i lękiem przed dybiącym na niego zabójczym naśladowcą. Adrenaliny tu nie uświadczysz. Świetny, typowy dla cyklu nieco surrealistyczny humor, tym razem także zawodzi. Dramat.Nawet sportretowany w „Cieniu Dextera” Morgan wydaje się kiepską imitacją samego siebie, tytułowym Cieniem właśnie. Nieomal od pierwszych stron powieści pogromca psychopatów wkurza (by nie użyć dosadniejszego określenia) swoją ciapowatością, brakiem spostrzegawczości i głupim, prowadzącym donikąd samozadowoleniem.
Gdy Dexter, skądinąd wybitny analityk śladów krwi, w pewnym momencie zastanawia się nad sobą, pytając: „Miałem pustkę w głowie; może popadam w demencję?”, ma się ochotę z pełnym przekonaniem odpowiedzieć: „Zgadza się, chłopie! Powinieneś zacząć łykać lecytynę i to najlepiej kilogramami!”.
Osobną kwestią pozostaje jego żona, Rita. Kobieta, która swoimi monologami zawstydziłaby samego Boga Chaosu, niewydarzone indywiduum, o którym trudno powiedzieć cokolwiek pozytywnego… Już po pierwszej scenie z jej udziałem człowiek żałuje, że nie zginęła, podobnie jak miało to miejsce w serialu.
Swoje trzy grosze do tej porażki dorzuca tłumacz. Kwiatki typu nazywanie siostry Dextera per Debs czy Deborah wskazują na to, że Tomasz Wyżyński nie zadał sobie trudu przeczytania którejkolwiek z poprzednich części. No, chyba, że czytał po łebkach.
Dno, tona mułu…
Czy to znaczy, że nie sięgnę po ostatni tom cyklu „Dexter’s Final Cut”?
Skąd! Wszak – wbrew temu, co przed chwilą napisałem – nadal lubię Morgana. Nawet tak zramolałego jak ten z „Cienia Dextera”.
Mam tylko cichą nadzieję, że na spolszczoną wersję tej książki nie będę musiał czekać trzy lata.
+ bohater, którego mimo wszystko da się lubić
+ fabuła różniąca się od serialowej
- brak napięcia
- dłużyzny
- irytująca postać Rity
- ciamajdowatość Dextera
Horror Online 2003-2015 wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie fragmentów lub całości opracowań, wykorzystywanie ich w publikacjach bez zgody
twórców strony ZABRONIONE!!!